Pairing: Kai/Kyungsoo
Długość: 4 rozdziały
Rating: PG-13 - NC-17
Krótki opis: Historia znajomości Kyungsoo i Jongina, od momentu wstąpienia tego starszego do trainee. Pełna wesołych i dramatycznych wydarzeń, które zmieniły ich życie, kończąca się w momencie comebacku EXO.
Uwagi: W opowiadaniu większość faktów jest zgodnych z prawdą, łącznie z imionami trainee i latami przystąpienia chłopców do SM. Zmienione są jednak takie elementy jak np. mieszkanie w SM od momentu stania się trainee. Oczywiście cała historia także została wymyślona przeze mnie.
P.S. Przepraszam, za tak długą przerwę, wszystko przez rozpoczynający się rok akademicki :(
Uwagi: W opowiadaniu większość faktów jest zgodnych z prawdą, łącznie z imionami trainee i latami przystąpienia chłopców do SM. Zmienione są jednak takie elementy jak np. mieszkanie w SM od momentu stania się trainee. Oczywiście cała historia także została wymyślona przeze mnie.
P.S. Przepraszam, za tak długą przerwę, wszystko przez rozpoczynający się rok akademicki :(
- Nie będzie mnie dziś na obiedzie – oświadczył Jongin, kiedy razem z
Kuyngsoo wychodzili z zajęć.
Ostatnio te słowa padały coraz częściej z ust jego przyjaciela. Prawdę
powiedziawszy już od kilku dni Kyungsoo nie gotował, nie miał na to ochoty. Zauważył,
że jego potrawy straciły dawny smak, a może po prostu brakowało w nich uczucia.
Jadał więc razem z innymi w stołówce.
- Dziś są jej urodziny, więc nie wiem, o której dokładnie wrócę – mówił
dalej Jongin, przeciągając się z uśmiechem na twarzy. To Haerim była mu
potrzebna do szczęścia i każdy to zauważał. Choć pośrednikiem do tego szczęścia
ewidentnie był Kyungsoo, dzięki któremu chłopak choć trochę otworzył swoje serce i wpuścił do niego
kogokolwiek. Jongin codziennie chodził roześmiany i powoli z każdym znajdował mniej
lub bardziej wspólny język. To sprawiało, że Kyungsoo robiło się ciepło na
sercu. Uważnie, przyglądając się temu z boku, Kyungsoo zaobserwował, że jego
przyjaciel opuścił kilka zajęć, właśnie
przez nią. Powtarzał, że „coś mu się należy”. Kyungsoo czuł zazdrość, zdając sobie
sprawę, że dla niego Jongin nigdy nie zrobiłby tego. Jego marzenia i ambicje
były ponad tym. Jak ważna więc musiała być Haerim, by pozwalać mu na chwilę
zapominać o ciężkiej pracy.
- Czy to przypadkiem nie jest tak, że ciągle porównujesz się z nią? – spytał
pewnego dnia Junmyeon.
Kyungsoo oczywiście bezapelacyjnie zaprzeczył.
Nie pojmował, że rzeczywiście tak się dzieje. Do tego stopnia, że inni to
zauważają. Nie potrafił przetrawić tego, zupełnie jakby to była jakaś ohydna
potrawa. Wszystko paliło go w środku i jednocześnie pozostawiało niesmak w
ustach.
Najbardziej jednak parzył go dotyk Jongina.
To, co czuł,
kiedy ich dłonie przypadkowo stykały się ze sobą, wprawiało go w dreszcze. A
może to był efekt więzi, która zanim zdążyła na dobre rozkwitnąć, straciła swą
moc… Choć prawdopodobnie Jongin i tak nie zauważał takiej błahostki, pogrążony
w swym świecie, w którym coraz częściej główną rolę odgrywała jego Afrodyta.
Jak w głupim romansie, przepełnionym słodkością i nadmiernym, przelewającym się
szczęściem, które tak naprawdę było zapewne tylko chwilową fascynacją. Chodził
z głową w chmurach i był rozkojarzony, myślami odpływając gdzieś daleko, do
stóp swej bogini. Czymże był więc taki szczegół dla niego… Jego współlokator
bił się z własnymi odczuciami, gardził swoimi myślami i z trudem patrzył
Jonginowi w oczy. Kyungsoo postanowił się jednak nie poddawać i nie tracić
kontaktu ze swoim przyjacielem. Swoją „drabiną” na szczyt wspólnych marzeń. Powoli
przyzwyczajał się do faktu, że oddalili się od siebie trochę za daleko i miał
wrażenie, że dzieląca ich ściana była
już tak masywna, że nawet gdybały krzyczał, Jongin nie usłyszałby go.
Miesiąc
trwało zrozumienie swojego położenia. A było ono bardzo kiepskie.
Kyungsoo
pewnego wieczoru leżał, rozmyślając. Odwrócił się w stronę śpiącego naprzeciwko
Jongina. Tak się składało, że obaj mieli łóżka naprzeciwko siebie.
Kim teraz jesteśmy? Zadał sobie pytanie.
Co czuję, jak mam się zachować, co mówić,
myśleć…?
Jak nazwać
szczęście drugiej osoby a jednocześnie smutek tym spowodowany? Czy egoizm można
przypisywać jako nieodłączny element głębszych uczuć?
Zazdrościł
Jonginowi jednego – tego, że dwóm osobom tak bardzo na nim zależy i chcą dla
niego tego, co najlepsze. On nie miał nikogo takiego. Czuł się samotny,
odsuwając się w cień.
Jongin w
przerwach na rozmyślanie o ukochanej i swoich ambicjach chyba jednak zauważał,
że zaniedbał najlepszego przyjaciela. Najwyraźniej zależało mu przy okazji na
tym, żeby dwójka najbliższych mu osób znalazła nić porozumienia. Wypad we
wrześniu nad jezioro miał być tym paktem pokoju. Haerim była sympatyczną i
otwartą dziewczyną i miało się odczucie, że potrafi zrozumieć Jongina jak nikt
inny na tej Ziemi. Nawet sam Kyungsoo zastanawiał się, czy ona nie zna Jongina lepiej czy też przez ten cały spędzony czas, chłopak odnajduje bratnią duszę nadal w swoim przyjacielu. Dedukował też
nad tym, jak Haerim znosi piekący dotyk Jongina, kiedy trzymają się za ręce. A
może dla niej nie był już piekący? Może nauczyła się żyć z tym, może
przyjmowanie tego dotyku stało się dla niej czymś tak zwyczajnym jak oddychanie.
Nie chciał, by przez myśl mu przeszło, że tylko on odczuwa jego przypadkowy dotyk
jak muśnięcie rozpalonym żarem. Pozostawiający bolesny ślad na jakiś czas, a
może nawet blizny. Nie chciał tego.
We trójkę
wynajęli łódkę, za co zapłacił Jongin i po tym, jak poznali instrukcję obsługi,
wypłynęli na gładką taflę wody. Na początku w ciszy, później jednak Kyungsoo
rozładował atmosferę.
Zachowywali
się jak grupka dobrych znajomych, opowiadając głupie historie z ich klas w
trainee, śmiejąc się z siebie nawzajem i zdradzając, jakie postępy udało im się
zrobić przez wakacje. Jongin całkowicie zrezygnował z wszelkich wyjazdów
wakacyjnych, nawet tych krótkich, gdyż przez cały czas ciężko pracował. Co
stało się kolejnym powodem, dla którego Kyungsoo podziwiał go.
Kiedy byli
już dość daleko od brzegu, wszczęli przyjacielską kłótnię, w wyniku której
Kyungsoo wypadł z łódki i znalazł się w nieco chłodnej wodzie. Haerim i Jongin
zaczęli się z niego głośno śmiać, więc ten podpłynął i sprawił, że przyjaciel
już mu towarzyszył i ocierał twarz z wody. Teraz i Kyungsoo śmiał się w głos, a
Jongin udawał obrażonego, podpłynął i objął mocno Kyungsoo. Przylgnął do niego
całym swoim mokrym ciałem, na co entuzjazm starszego chłopca nieco opadł.
Wstrzymał powietrze, czując na swojej szyi ciepły oddech i parę cudownych,
pracowitych dłoni na swoich plecach. Ich klatki piersiowe stykały się ze sobą,
przez co woda natychmiast zdawała się mieć wyższą temperaturę.
- Jak dzieci
– westchnęła Haerim, odsuwając się, by nie zostać ochlapaną lub co gorsza -
wciągniętą do wody.
Jongin cofnął
głowę, nadal się śmiejąc a ich twarze były bliżej siebie, niż kiedykolwiek
indziej. Spojrzał w oczy Kyungsoo, potem na jego nos, usta. Kyungsoo zupełnie
znieruchomiał, jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Wydał z siebie odgłos,
który miał pierwotnie być czymś na kształt śmiechu. Sam nie wiedział, co
ostatecznie z tego wyszło.
Choć oczywistym
było, że to zwyczajne przyjacielskie zachowanie, doznał wyobrażenia: co by
było, gdyby go teraz pocałował… Jak smakowałyby jego usta? Czy byłyby tak samo
parzące jak jego dotyk?
Nic
nieznaczący, a może tak wiele znaczący uścisk wprawił w Kyungsoo w przemyślenia
tej nocy. Próbował sobie to jakoś logicznie i zawile wytłumaczyć, bo
najprostsze wytłumaczenie tutaj zawodziło. Było tak niemożliwe i niewykonalne,
że nie chciał nawet przez chwilę wracać do tego myślami.
Po tamtej
wycieczce wszystko wróciło do normy. Do tej bardziej zaktualizowanej normy,
czyli ściana na nowo nabyła funkcję dźwiękoszczelną, Jongin nadal go nie
słyszał. Kyungsoo był zbyt inteligentnym człowiekiem, by go to rozczarowało.
Spodziewał się tego i nie zdziwił się, kiedy dopiero w grudniu miał okazję
spędzić trochę czasu z przyjacielem.
Zbliżały się
święta Bożego Narodzenia. Kyungsoo, Jongin, Chanyeol, Moonkyu i Jino wybrali
się na zakupy. Prezenty dla najbliższych oraz tych dalszych. Zabawne świąteczne
ozdoby, dekoracje, składniki na świąteczne dania. Wszystko to otaczała aura
szczęścia, każdy zapomniał o problemach i trudnościach. Święta są magiczne. To
jak oderwanie od rzeczywistości.
- Kyungsoo!
Upieczesz nam świąteczne ciasteczka? – spytał
podekscytowany Chanyeol, poprawiając na nosie okulary.
Ten natomiast
zaśmiał się i zastanowił przez chwilę.
- Skoro
nalegacie – westchnął z powagą, po czym uśmiechnął się promiennie, widząc
wesołą reakcję pozostałych. Kątem oka zauważył, że Jongin patrzy na niego z
zamyślonym wzrokiem. Tak też było podczas całych zakupów. Dopiero, gdy wracali
otrząsnął się, podszedł do Kyungsoo i objął go ramieniem.
- Jestem
kretynem, nie przyjacielem – przyznał, nawet nie czekając na odpowiedź
Kyungsoo, która zapewne i tak by nie padła. W końcu to było stwierdzenie, nie
pytanie. – Dlatego chcę zrobić coś, by to naprawić.
Jongin
obiecał spędzić wieczór z Kyungsoo, kiedy wrócą z chłopakami z nart. Ten więc
od rana chodził uśmiechnięty, jednak godząc się na to, że za kilka dni znów
będzie tylko dodatkiem. Pluszowym misiem, którego się przytula, kiedy ci się
skrajnie nudzi albo – bardziej optymistyczna wersja – kiedy jest ci źle. Całe
popołudnie spędził w kuchni, dając z siebie wszystko, by smakowało temu
łasuchowi. Co chwila łapał się na tym, że zamiast skupiać się na czynnościach
przy przygotowywaniu posiłków, ten cieszył się na możliwość spędzenia z nim
ostatniego wspólnego wieczoru przed sylwestrem. Następnego dnia wszyscy mieli
wrócić do domów na święta. Będzie więc za nim tęsknił. Ale to przecież tylko
tydzień. W dzień Sylwestra zobaczą się ponownie.
Wieczorem,
Kyungsoo już czekał przy nakrytym stole, kiedy Jongin wszedł do ich dormu.
- Jak pięknie
pachnie, mmmm… Widać, kto tu rządził – westchnął z szerokim uśmiechem na
ustach. Kyungsoo był szczęśliwy, nie widział Jongina od dwóch dni, ale zdążył
zatęsknić. Jak dziecko za swoją ulubioną maskotką. Jongin nie był jednak
maskotką, którą porzuciłby od tak. Był tą, którą najchętniej trzymałby przy
swym boku, gdy tylko by mógł, dzięki której dzieci nie boją się potworów i mogą
spokojnie spać w nocy. Lecz powoli wyrastał z tego, będąc odpychanym przez tę
maskotkę, która kazała mu dorosnąć w dość przykry sposób, skutecznie separując
ich od siebie.
Rzucił okiem
na jego twarz, ramiona, nogi, sprawdzając, czy nic się nie zmieniło. Coś jednak
nie dawało mu spokoju… Był nieco niespokojny i nieswój.
- Wszystko w
porządku Jonginnie?
Ten zrobił
zdziwioną minę.
- Jak
najbardziej. Czemu pytasz?
Kyungsoo
niepewnie ścisnął dłońmi oparcie krzesła.
- Chciałem
po prostu wiedzieć, czy wróciłeś cały i zdrów.
Jongin
podszedł do niego i objął go po przyjacielsku. Kyungsoo nie lubił tego. Jego
serce zabiło szybciej, lecz starał się wyglądać zwyczajnie. Już nauczył się
tego, dość długo praktykował.
- Dziękuję,
że się o mnie martwisz.
- Ty byś
zrobił to samo – prychnął Kyungsoo, klepiąc go po plecach.
Jongin się
zaśmiał.
- No co?
Może nie?!
- Dobra, już
się nie oburzaj tutaj, przecież wiesz –
przytulił go. – A teraz zjedzmy coś, umieram z głodu.
Kyungsoo
stał tak jeszcze przez chwilę, nim zajął swoje miejsce. Widział, jak przyjaciel
pożera wzrokiem wszystkie potrawy i słyszał, jak wydaje z siebie „Wooow”, co
jeszcze bardziej podniosło go na duchu. Lubił, kiedy Jongin doceniał jego
pracę. Czuł wtedy, że do czegoś się przydał.
- A teraz
opowiadaj, co działo się na wyjeździe – odrzekł w końcu, nakładając sobie na
talerz pajeon.
- Generalnie
nie było źle. W dodatku nie uwierzysz, jaka spotkała nas niespodzianka…
- Co
takiego? – spytał uśmiechnięty Kyungsoo. Widział, jak z Jongina promieniuje
radość. Chciał usłyszeć jakieś nowe historie z jego życia, w których on nie
brał udziału.
- Przyjechały
do nas Haerim i Yehjin.
Dłoń Kyungsoo
zawisła w powietrzu. Mimo to jednak nadal uśmiechał się.
Talent
aktorski powinien być wpisany w życiorys.
- …i
generalnie było z nimi mnóstwo zabawy.
Kyungsoo
zaśmiał się na w pół wymuszonym śmiechem.
- No to się
cieszę.
- Musisz też
wiedzieć o czymś, hyung – Jongin spoważniał i czekał, aż Kyungsoo podniesie na
niego wzrok.
Odgłos
pałeczek wypadających z dłoni rozbiegł się cichym echem po ścianach
pomieszczenia.
Cienka nić
więzi pękła na dobre.
Może to
przez to, że jedzenie mu zaszkodziło, a może przez opowiadanie Jongina o swojej
nocy z Haerim, Kyungsoo wymiotował tego wieczoru. To była ostatnia noc przed
przerwą świąteczną i czuł się fatalnie, że zrobił to w łazience, która znajdowała
się w ich dormie. Jednak miał ochotę spędzić w niej całą noc. Nie chciał
wychodzić i patrzeć na śpiącego niewinnie Jongina… Mając świadomość, co zaszło
między nim a Haerim na wyjeździe.
Kiedy już
przemył twarz i podniósł się, zobaczył w łazienkowym lustrze swoje żałosne
odbicie i łzy spływające po policzkach. Łzy, których nie mógł powstrzymać, choć
naprawdę się starał. W końcu z niemym jękiem, odpuścił sobie, odczuwał ból w
każdej części ciała, które ostatecznie odmówiło mu posłuszeństwa. Osunął się na
podłogę, zacisnął wargi i ocierał łzy, które coraz silniej spływały po jego
policzkach. Dopiero teraz dotarło do niego, że gdzieś tam w głębi żywił malutką
iskierkę nadziei. Tak małą, że nie zdołała utrzymać się przy życiu. I umarła,
paradoksalnie zgaszona przez żar Jongina, który tym razem nie spełnił należycie
swej roli. A wraz z tą iskierką umarło coś ważnego.
Fala bólu,
która nastąpiła nieoczekiwanie, przerosła go. Dlaczego nie mógł tego zwyczajnie
przyjąć do wiadomości, jak przyjaciel? Był jego przyjacielem. I nigdy nie
zostałby kimś więcej.
Przecież to
normalna kolej rzeczy: chłopak chodzi z dziewczyną. Potem idą do łóżka. Nic w
tym dziwnego. Nie wiedział, czy bardziej boli go fakt, że skoro zrobił to z
nią, to musi ją naprawdę kochać, czy ten, że mógł jej nie kochać, a mimo
wszystko to zrobili. Obydwa wyjścia zdawały się być beznadziejne. Przyda mu się
teraz odpoczynek w domu. Z rodziną. Bez swojego współlokatora. Wrócił
wspomnieniami do pewnych chwil. Tych najszczęśliwszych. Tak chciał zapamiętać
Jongina, zanim stanie się on w jego wyobrażeniach znów tylko dobrym kumplem. A
teraz wszystko temu sprzyjało. Lepiej żyć z wyrwanym sercem, niż nosić w sobie
złamane.
Kyungsoo nie
wrócił do internatu na Sylwestra. Pożegnał 2010 rok razem ze znajomymi ze
szkoły. W budynku SM zjawił się dopiero piątego stycznia. Zostawił szybko swoje
rzeczy w pokoju i poszedł na zajęcia. Kumple dopytywali się, dlaczego nie dał
znaku życia, ten odparł z uśmiechem, że odpoczywał i oderwał się od całego
świata. Zachowywał się tak, jakby nigdy nic się nie stało. Był z siebie dumny.
Cóż, szybko
przekonał się o tym, że warto było snuć długie rozmyślania, po których doszedł
do konkluzji, że świat toczy się dalej i warto skupić się na dążeniu do tych realnych
celów. Przybrały one teraz nieco inną wartość, barwę, może trochę wyblakły…
Musi więc podsycić kolory, nadać intensywności, co będzie wymagało od niego
mnóstwa uwagi. Z czego się cieszył.
Kiedy Jongin
podszedł do niego, spytać jak minęły mu święta, bolało. Jednak już znacznie
mniej. Stwierdził, że będzie w stanie się pozbierać. Szybciej, niż się tego
spodziewał. Cieszył się, że sprawy potoczyły się w tym kierunku. Może potrzebował
takiego ciosu od życia, żeby wziąć się w garść i skupić na tym, co
najważniejsze?
Jongin przecież nie był najważniejszy.
Nigdy nie
był.
Był tylko
chłopakiem, w którym Kyungsoo przez pewien czas widział kogoś, kogo chciał
uszczęśliwiać każdego dnia, kogoś, kto potrzebował pomocy i bliskości, a on mu
tę bliskość dał. Spełnił swoją misję, którą po nim przejął ktoś inny. To
wszystko.
Jongin nigdy
nie był najważniejszy.
Relacje
między dwójką przyjaciół były chłodne. I wcale nie dlatego, że była zima.
Wyprawiono im wspólne urodziny, lecz nie było tak, jak wyglądałoby to kiedyś.
Kiedy wymyślali życzenie, zdmuchując świeczki, Kyungsoo miał pustkę w głowie. Nie
miał marzeń jak z bajki. Debiut. To były bardziej plany na przyszłość niż
marzenia. Zacznie o tym marzyć, kiedy pojawi się na to jakaś szansa, przez ten
czas będzie marzeniom o przyszłości nadawał kolorów. Na razie to odległa
przestrzeń, która nie ma prawa stać się prawdziwym marzeniem, które wypowiada
się podczas urodzin.
Kyungsoo przez
cały czas zachowywał się w stosunku do Jongina tak, jak do wszystkich innych
trainee. Przestał chodzić za nim, dopingować go, dawać mu ciągłe wsparcie, uznał
nawet, że mogą sobie już odpuścić lekcje tańca, bo on sam da sobie radę. Widział,
że jego przyjaciel doskonale sobie radzi i być może już wcale nie potrzebuje go
tak, jak kiedyś. Może on sam też trochę dorósł…
Kiedyś i tak każdy pójdzie własną drogą.
Jongin
zauważył, że coś się zmieniło.
- Coś
wydarzyło się podczas przerwy świątecznej? Ciągle chodzisz jakiś roztargniony
od tamtej pory – odrzekł pewnego wieczoru, leżąc na łóżku i obojętnie podrzucając
piłeczkę to tenisa.
- Ja? Nic
się nie stało, muszę po prostu dojść do siebie po wolnym. Wiesz jak to jest,
człowiek staje się leniem, a później musi wrócić do ciężkiej pra– urwał, gdyż Moonkyu wszedł mu w słowo.
- Jasne,
jasne Kyungsoo – rzucił porozumiewawcze spojrzenie. – Pewnie
znalazłeś sobie kogoś, przecież to widać.
Kyungsoo
uśmiechnął się tylko, ale nie odpowiedział nic.
Jongin
skupił na nim swoje spojrzenie, jakby chciał odczytać prawdę z jego gestów i
mimiki. Nie udało mu się. Przeszkadzało mu to. Wszystko było nie tak jak być
powinno. Dźwiękoszczelna ściana, dzieląca Kyungsoo i jego zamieniła się w mur,
który stawał się coraz wyższy. Coraz ciężej było przedrzeć się przez niego,
dodatkowo obrastał w ciernie, co dawało się we znaki za każdym razem, kiedy
Jongin próbował się po nim wspiąć. Zdał sobie sprawę, że nie wie nawet jak przyjaciel radzi sobie teraz na lekcjach
śpiewu i tańca. Nie wiedział nic.
Moonkyu
poszedł do łazienki, a Jongin wstał, powolnym krokiem zbliżył się do Kyungsoo i
kucnął przed nim. Delikatnie położył dłoń na jego ramieniu i spojrzał mu w
oczy, uśmiechając się smutno.
- To nie był
zwykły przypadek. Nie trafiłeś do tego pokoju przez przypadek. Nie niszczmy
tego.
W tym czasie
w życiu Kyungsoo pojawił się ktoś nowy. Han Kyuwon. Starszy od niego kilka lat,
tajemniczy, uzdolniony wokalnie i po przejściach. Twierdził, że SM dało mu
szansę na nowe życie, postanowił rzucić narkotyki i zacząć żyć marzeniami o
debiucie, ciężko na to pracując. Miał ciemne, dłuższe włosy, które lubił
zaczesywać do tyłu i smutne spojrzenie. Pisał piękne teksty piosenek i razem z
Kyungsoo zawsze po zajęciach znajdowali czas, by potworzyć coś razem. Wysokie
tony Kyungsoo idealnie zgrywały się z tymi niższymi Kyuwona. Porozumiewali się
bez problemu i odnajdowali swoje wspólne pasje. Kyuwon był też strasznym
żarłokiem, a Kyungsoo bardzo chętnie mu gotował.
- Wiesz, jak
ciężko porzucić uzależnienie? Byłeś kiedyś uzależniony od czegoś? – Kyuwon
zapytał pewnego razu przyjaciela, kiedy wychodzili ze sklepu obładowani
zakupami na kolację. Patrzył na dwójkę młodych licealistów, którzy palili coś
pod bramą, znajdującą się nieopodal. Robili to pośpiesznie, a ręce im się
trzęsły. Byli na głodzie.
Kyungsoo
natomiast skierował swój wzrok w zupełnie innym kierunku – zakochanej pary,
wychodzącej z klubu, zapatrzonej w siebie, wymieniającej pełne przeróżnych
skrajnych uczuć spojrzenia.
Jak odmienne
mogą być dla ludzi znaczenia pewnych słów.
- Ja
rzucałem bardzo długo. Nie chciałem, by przyszłość, jaką chcieli mi sprawić moi
świętej pamięci rodzice zamieniła się w życie z dnia na dzień, by tylko przeżyć,
śniąc nieustannie w stanie nietrzeźwości.
Kyungsoo zawsze
bardzo poruszały historie opowiadane przez Kyuwona. Były niczym niesamowite
opowiadania spisane na kartach książki, bardzo bolesne i pokazujące jak przykre
potrafi być życie, ale niejako też jako poradnik. Poradnik jak nie przegrać
życia. Jakich błędów nie popełniać, a te popełnione próbować naprawić. Bolesne
wspomnienia zakopywać głęboko w sercu i nauczyć się żyć z nadzieją na to, że te
dobre dni w końcu nastaną. Jednocześnie dążyć do tego, aby nadeszły.
Pomyślał też,
że to trochę żałosne, ale znalazł kolejną rzecz łączącą ich.
Kyuwon przez
lata był uzależniony od narkotyków, lecz dla swojego dobra je rzucił.
On sam był
uzależniony od bliskości Jongina, ale pozwolił wypuścić ją z rąk, by czuć się
lepiej, by zrzucić z siebie ten ciężar.
Kiedy zastanawiał
się, czy Kyuwon często odczuwa jeszcze to pragnienie, sam nagle odczuł głód.
Po powrocie
do dormu, nie zapalał światła. Podszedł do śpiącego Jongina tak, by nie budzić
ani jego ani śpiących chłopców, uklęknął przed nim, patrzył na rysy jego ust, nos
i oczy w ciemności, westchnął z pogardą, miotając w siebie samego masę
nienawiści. Uwielbiał je podziwiać. Nie odważyłby się marzyć o ich posiadaniu.
Wytwórnie są
strasznym tworem. Z jednej strony dają ci szansę rozwijać się i spełniać swoje
marzenia, z drugiej sprawiają, że musisz rezygnować z wielu rzeczy. Jongin
przekonał się o tym dość szybko. Oboje z Haerim wiedzieli, że w przyszłości
podpiszą kontrakt, byli na to przygotowani, więc żeby mniej bolało, postanowili
zerwać wcześniej. Można powiedzieć, że tak właściwie nie chodziło o ich
wzajemne dobro, a raczej o show biznes, którego smak zdążyli poczuć, gdyż oboje
byli dobrzy i S.M. nie mogłoby z nich zrezygnować.
Kyungsoo był
niepewny, co do odczuć przyjaciela w związku z rozstaniem. Nadal nic nie zmieniło
się między nimi i traktował Jongina tak, jak resztę. Chciał natomiast po prostu
wiedzieć, czy on cierpi, czy potrzebuje pomocy. W takich chwilach każdemu
człowiekowi może być ona potrzebna. Kyungsoo był gotów wesprzeć go. Jak przyjaciel. Cieszył się, że to
wszystko powoli przemijało, że ból, którego kiedyś nie mógł znieść minął, że
był na tyle silny, by sobie z tym poradzić.
Jongin nie
był silny. I Kyungsoo doskonale o tym wiedział.
Pewnego dnia
po zajęciach Kyungsoo podszedł do Jongina upewnić się, jak sprawa wygląda.
- Hej, nie
jestem małym dzieckiem, potrafię sobie poradzić z takimi problemami jak
rozstanie z dziewczyną.
Kyungsoo
zmarszczył brwi. Chciał dobrze, ale ton, jakim przyjaciel wypowiedział te słowa
oznaczał, że chce zostać sam.
- Jak
będziesz chciał pogadać… To wiesz, gdzie mnie szukać – uśmiechnął się
mimowolnie do niego.
Jongin opadł
na podłogę przy lustrze.
- Jak mogę
to naprawić? – spytał cichym, łamiącym się głosem.
Kyungsoo
zatrzymał się w połowie drogi i obejrzał się. Naprawić?
- Chodzi ci
o Haerim?
Jongin
parsknął śmiechem.
- Pabo…
Mówię o relacjach między nami.
Zapadła
głucha cisza. Kyungsoo nie chciał o tym rozmawiać, wiedział, że długo nie
wytrzyma swojej obojętności. Rozejrzał się po sali, udając, że się zastanawia
się nad zadanym pytaniem, po czym westchnął, jednocześnie czując jakby
zaczynało się coś nowego, całkiem zwyczajnego. Coś, na co czekał.
- Bez ciebie
nie potrafię się skupić… - Jongin przygryzł wargę i błądził gdzieś spojrzeniem,
by uniknąć zetknięcia z dwojgiem wielkich pięknych oczu – Bez ciebie nie jest
tak samo. Możemy ćwiczyć razem po godzinach?
Szeroki,
promienny uśmiech, za którym tak tęsknił Jongin, pojawił się na ustach jego
współlokatora.
To chyba
miało oznaczać zgodę.
- Jak blisko
jesteś z Kyuwonem? – spytał Jongin, w międzyczasie pochłaniając cały kimbap, przygotowany przez Kyungsoo pewnego marcowego
popołudnia.
- A co,
boisz się, że ktoś zajmie twoje miejsce? - Kyungsoo podniósł wysoko głowę,
czekając na odpowiedź. Po chwili dopiero zorientował się, jak dziwnie mogło to
zabrzmieć, lecz za późno było, by to odwrócić.
Jongin
skończył jeść, przełknął to, co miał w ustach i pewnym tonem odrzekł:
- Są dwie
rzeczy, których w życiu jestem pewien.
Kyungsoo nic
nie odpowiedział, tylko z zaciekawieniem na twarzy usiadł naprzeciwko
przyjaciela i czekał na to, co powie dalej.
- Pierwsza
to taniec. A druga to właśnie fakt, że nikt nie zajmie mojego miejsca. Myślisz,
że bałbym się o to? – prychnął.
- Jesteś bardzo pewny siebie – mruknął Kyungsoo z naburmuszoną miną. –
Nie wiesz, co los pokaże.
- Wtedy… -
zamyślił się, krzyżując ręce na piersiach - Spróbuję wyjść mu naprzeciw.
To
stwierdzenie wprawiło Kyungsoo w kolejne przemyślenia. Dawno tego nie robił,
nie miał powodów do snucia ich, nie miał nawet na nie czasu, będąc pochłoniętym
ćwiczeniami, nauką i przebywaniem z Kyuwonem.
Czyli już wszystko
wracało do punktu wyjścia? Odzyskał to, na czym mu zależało. Przyjaźń. Choć
może nigdy jej nie stracił? Nie obchodziła go w tym momencie zła przeszłość,
jakkolwiek naiwnie to zabrzmiało. Blizny pozostały, przypominając o tym, czego
się dzięki nim nauczył. Odczuwał spokój, czekając na zupełny powrót
przyjaciela. Nic innego się nie liczyło. Był szczęśliwy.
Kyuwon
opowiadał Kyungsoo o swoich próbach samobójczych. Było ich aż trzy. Trzy razy
poczuł, że droga, którą podąża zmierza donikąd. Te opowieści sprawiały, że
Kyungsoo coraz częściej zastanawiał się nad sensem życia i rozważał, czy jego
wybór o zostaniu gwiazdą jest dobry. Chciałby móc porozmawiać o tym z Jonginem,
wiedział jednak, że każda wątpliwość spotkałaby się z jego dezaprobatą. Jongin,
który zrobił tak wiele. Który poświęcił się, który dąży usilnie do spełnienia
swoich marzeń. On tego nie zrozumie. Nie zrozumie nawet cienia wątpliwości. Kyungsoo
czuł się psychicznie związany z Jonginem, a jednak nie mógł powiedzieć mu
wszystkiego. Dlatego bardziej szczere rozmowy prowadził z Kyuwonem. Pewnego
razu, kiedy ten przyszedł odwiedzić Kyungsoo w jego dormie, obserwował
interakcje chłopców i uważnie im się przyglądał. Czuł się nieswojo, bo nigdy
tak naprawdę nie dał im możliwości porozmawiania ze sobą. Postanowił więc to
zmienić.
- Macie
ochotę na mały wypad za miasto? Może zbierzemy się jakąś mniejszą grupką i
zrobimy sobie dzień relaksu? Co wy na to?
Kyuwon i
Jongin spojrzeli na siebie i mimowolnie posłali sobie słaby uśmiech. Kyungsoo
cieszył się, że będzie szansa, by chłopcy doszli do porozumienia. Sam nie
zorientował się, kiedy Kyuwon stał się tak ważną częścią jego życia. W nim zostawił część
swojej duszy. Wiedział, że on się nią doskonale zaopiekuje. Nie ma cenniejszego
człowieka niż ten, który był w stanie uleczyć siebie samego. Choć Kyungsoo nie
znał uczucia desperacji i chęci skończenia ze sobą, miał wrażenie, że los
chciał, by się spotkali.
Wyjazd
zorganizowali dość szybko. Pojechali razem z Jino, Junmyeonem, Moonkyu,
Chanyeolem, Yixngiem i Sehunem. Sami
faceci, czuli się najlepiej w swoim towarzystwie. Wynajęli domek w górach, z
którego mieli piękne widoki. Taki właśnie chciał Kyungsoo. Zadbał o każdy
szczegół. Chłopcy oczywiście nie zapomnieli też o trunkach. Pierwszego dnia
byli zbyt zmęczeni podróżą, by pić, wyszli więc na przechadzkę. Następnego
natomiast nie mogli sobie odmówić.
Dobijała już
północ, a wszyscy byli już porządnie wstawieni. Oprócz Kyungsoo, który tak
naprawdę praktycznie nie tknął alkoholu, gdyż wiedział, że będzie go rano
bolała głowa. Obserwował chłopców i ich głupie zachowania, śmiał się z każdego
z nich, aż w końcu wszyscy uznali, że pójdą spać. Dawno się tak dobrze nie
bawił i cieszył się, że jeszcze będą tam dwa dni. W domku były trzy pokoje. On
dzielił pokój z Junmyeonem, Moonkyu i Yixingiem, bo losowanie tak wyłoniło.
Kiedy więc ubrał się już w piżamę i umył zęby, spojrzał ostatni raz przez okno
i uśmiechnął się. Odczuł tę wolność i rodzinną atmosferę. Ułożył się na łóżku i
już prawie zasypiał, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Rozejrzał się po pokoju,
patrząc, czy nie zbudziło to kogoś z chłopców, jednak oni wszyscy smacznie
spali. Podszedł cicho do drzwi i otworzył je.
Zupełnie nie
zdziwił się, kiedy stał za nimi Jongin.
- Wyjdź na
chwilę. Nie mów, że już idziesz spać… - zarechotał, patrząc na jego piżamę.
- Jesteś
pijany, połóż się spać, rano będziesz umierał – Kyungsoo, próbował popchnąć go,
w stronę drzwi sąsiedniego pokoju. Ten jednak odwrócił go i przycisnął do
siebie.
- Chcę
spędzić z tobą tę noc – szepnął mu do ucha. Kyungsoo stanął jak wryty i nie był
w stanie się poruszyć. Jongin odsunął go od siebie i zaśmiał mu się gorzko w
twarz. – To właśnie powiedziałem wtedy Haerim. Mało romantyczne, co?
Minęło
dziesięć sekund, może pół godziny, może dwie, kiedy Jongin leżał na podłodze,
dotykając dłonią rozciętego łuku brwiowego na swojej twarzy. Nie patrzył na
Kyungsoo, który stał nieruchomo i nawet nie był świadom tego, że to on
odepchnął Jongina z taką siłą, że ten trafił głową o kant ściany.
Chciał mu
wykrzyczeć w twarz, jak wielkim dupkiem jest, jak bardzo go w tym momencie
nienawidzi. Nie mógł jednak wydobyć z siebie słów. Osunął się na podłogę obok
Jongina i zamknął oczy, próbując uspokoić swoje emocje.
Przecież nic
się nie stało.
Myślał o
wszystkim, co go uspakajało. O rozmowach z Kyuwonem, o harmonii, jaką poznał, śpiewając
razem ze swoimi sunbae, o pięknych widokach, które ujrzy jutro rano, o tym, że
niedługo miała nadejść wiosna…
Kiedy już
prawie odpłynął, ciche pociąganie nosem sprowadziło go na ziemię. Otworzył oczy
i znów widział ten cholerny korytarz, tego cholernego domku, w którym przed
chwilą poczuł coś gorszego, niż uderzenie w twarz. Zebrał się w sobie i przymrużonymi
oczami spojrzał w swoją prawą stronę, gdzie siedział Jongin. Zobaczył, jak łzy
spływały po jego policzkach. Poczuł, jak w nim samym nagromadza się mieszanina
uczuć, złości, nienawiści, współczucia i troski. Sam nie wiedział, co ma
zrobić, czy wyciągnąć dłoń w jego kierunku czy może po prostu wstać i wyjść.
- Ja jej nawet
nie kochałem – jęknął Jongin przez łzy. – Potrzebowałem bliskości… A ona mi ją
dawała. Skrzywdziliśmy się wzajemnie. Ale ja nie powinienem… Czuję się jak
śmieć… - mówił urywanymi zdaniami.
Kyungsoo nie
mógł na to dłużej patrzeć. Podniósł się i ruszył w kierunku drzwi, był
zdeterminowany, chciał go tak zostawić. Żałosnego Jongina, z potokiem łez,
spływającym po jego policzkach. Zasługuje na to. Trzeba go tak zostawić.
Trzeba.
Go.
Zostawić.
Odwrócił się
w ostatniej chwili i szybko podszedł do niego, podnosząc go. Jongin złapał go
za dłonie i przyłożył je do swoich policzków. Kyungsoo wierzchem dłoni poczuł
ciepłe łzy, które stopiły najmniejsze okruszki lodu w jego sercu.
- Ciebie już
nigdy więcej nie zranię – wymamrotał Jongin, próbując się uśmiechnąć. Zamiast
tego wyszedł mu na twarzy jakiś dziwny grymas. – Już wtedy… Ci antyfani…
Obiecałem sobie… Że nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić.
Kyungsoo
utkwił w nim swoje spojrzenie i głos uwiązł mu w gardle.
- Dlatego
nie mogę uwierzyć, że sam to zrobiłem – powiedział już bardziej skupiony, a łzy
zdawały się ustawać. – Nawet, jeśli ty mi wybaczysz… Ja nie zdobędę się na to.
Kyungsoo
odprowadził Jongina do jego pokoju i gładził go po głowie, kiedy młodszy chłopak
odchodził w objęcia Morfeusza z cieniem uśmiechu na ustach.
Zaczekał, aż
jego Cały Świat zaśnie i cicho wrócił do swojego pokoju, zasypiając z dłońmi
przyłożonymi wierzchem do twarzy.
Ciąg dalszy nastąpi.
Ciąg dalszy nastąpi.
czemu czemu czemu piszesz tak rzaadkoooooooo?!! liczyłam tym razem na jakieś bardziej yaoicowe sceny, ale no... biedny Kyungsoo, niedobry Kai robi mu smutno.. ale mam wrażenie, że docenił go tylko z zazdrośny, że obok D.O zaczął się kręcić Kyuwon. w każdym razie- nie mogę się doczekać nowego odcinka, błagam, nie każ mi czekać kilku miesięcy ; ;
OdpowiedzUsuńmój blog : http://twomoonswithexo.blogspot.com/
życzę weny <3
Jezusie i maryjo cholerjo jedna dżunmenie i ladżu w niebie.... Poryczałam się w momencie, kiedy poryczał się Kajek bez jajek. Nie wyczymię... Czekam na kolejny part!
OdpowiedzUsuńŁaaaaaaaaaaaa! Ten rozdział podobał mi się bardziej, wprowadzenie Kyuwona to dobry zabieg powodujący zazdrość hihihi~ Kocham fakt, że Jonging się zrehabilitował, a w momencie gdy płakał, nawet i mnie się zrobiło smutno. Choć przyznam, że fascynuje mnie Kyungsoo i jego tok myślenia. Czekam na więcej, już nie będę tak mulić ;_;
OdpowiedzUsuńPS. Pod pierwszym rozdziałem też masz komcia <3
Czekałam, czekałam i się doczekałam. Mam nadzieję, że te kilka dni miną szybko bo takie umilenie czasu przed nauką jest jakże wskazane. Czytałam i musiałam robić sobie co chwilę przerwy bo nie potrafiłam się skupić bi płakałam. Nie wiem czemu ale każda smutna chwila, jak i ta szczęśliwa sprawiały, że nie mogłam przestać chlipać. Wiedziałam, że Jongin nie kochał Haerim ale Kyungsoo ma zbyt dobre serce i nigdy go nie opuści. Tak myślę. Czekam na ciąg dalszy, gdyż jestem ciekawa jak to się wszystko potoczy :)
OdpowiedzUsuńbożee to takie piękne, że Kyungsoo ma taki charakterek, że nie jest nierozgarniętym smutnym dzieciakiem jak w większości ficków, tylko wydaje się dość władczy względem Jongina, zawsze lubię czytać o takich obliczach D.O <3
OdpowiedzUsuńw sumie może jestem okrutna, ale jak przeczytałam słowa, że Jongin nie kochał Haerim, to mimo, że właściwie wiadome to było od dawna, uśmiechałam się przez dłuższą chwilę. Taka oczywistość, a jak cieszy <3
i tak btw, JAK JESZCZE RAZ BĘDZIESZ MI JĘCZEĆ, ŻE NIE UMIESZ PISAĆ ŁADNYCH FICKÓW, TO NAPRAWDĘ DŻONGIN SIĘ BĘDZIE MUSIAŁ POMODLIĆ ZA CIEBIE I TWOJE BLUŹNIERSTWO. amen
O Shiwonie! Jejciu, matulu kochana, ło matko! Uwielbiam twój styl pisarski! Jest prawdziwie genialny! A teraz lecę czytać dalej, bo niedługo do szkoły muszę XD
OdpowiedzUsuń